niedziela, 16 września 2012

Rozdział XII

Obudziłam się w objęciach Horanka. Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak mi brakowało tego jego uśmiechu podczas snu. Chciałam się uwolnić od niego, ale za proste to nie było.
- Gdzie idziesz?
- Gdzieś
- Nie puszczę cię!
- Dlaczego?
- Bo jeszcze się tobą nie nacieszyłem! Tęskniłem.
- Awww też tęskniłam, ale puść mnie! Będziemy jeszcze mieć dla siebie czas. Obiecuję.
- No dobra. - Wygrałam! Teraz tylko... Zobaczę czy już wszyscy wstali. Zeszłam na dół i zobaczyłam Nikę z Harrym w kuchni. Tylko oni tam byli i wyglądało, jakby się spieszyli. 
- Czemu już wstaliście?
- Bo moja mama z rana se zadzwoniła i powiedziała, że mamy do nich jechać! - odpowiedział mi widocznie wkurzony Harry. 
- Czyli nie spędzicie z nami świąt?
- Niestety, Alex pomożesz mi się spakować? - zapytała Nika. Ja tylko pomachałam głową na tak i poszłyśmy na piętro. 
- No to cieszysz się, że wreszcie poznasz przyszłych teściów? - zapytałam, gdy już byłyśmy same w ich pokoju. 
- Tylko jedziemy do rodziców Hazzy na święta.
- Tylko?
- Nie ważne! A jak tam ty z Niallem? Wczoraj za wiele sie o tym nie dowiedziałam.
- No nic.
- Nic? Alex, wiem, że coś. Wybaczył ci?
- A mówiliśmy, że to zostanie między nami.
- Szmato! Najlepszej przyjaciółce nie powiesz takiej rzeczy?
- Nie. - dziewczyna się poddała i dalej ją pakowałyśmy. Gdy już skończyłyśmy musieli wyjeżdżać. Reszta domu nawet się nie dowiedziała, że wyjeżdżają, gdyż nie chcieliśmy ich budzić. 
- To pa!
- Będziemy prawdopodobnie jutro wieczorem!
- Spoko. - przytuliliśmy się tylko i wyszli. Trochę mi było przykro, że nie spędzą z nami reszy świąt, no ale cóż. Trzeba przeżyć. Stałam tak bez ruchu jakieś 10 minut, aż Louis nie podszedł do mnie i mnie 'ożywił' Poszliśmy w ciszy do kuchni, Lou przygotował dla nas śniadanie i zaczęliśmy jeść. Wiedziałam, że jest z nim coś nie tak, bo zawsze by już się darł, docinał mi lub coś w tym stylu. 
- Louis, co jest?
- Nic.
- Znam już cię trochę czasu. Nie oszukasz mnie już. Co jest?
- ...
- No?
- Pokłóciłem się z Harrym. 
- Ale wczoraj było wszystko ok.
- To było kilka dni temu. Tylko udajemy, że jest wszystko okej. - Wow. Pierwszy raz widziałam jak nasz Lou płacze. Musiała to być poważna kłótnia, że zwykle szalony, wesoły, pełen pomysłów na głupoty chłopak w szelkach jest cichy, smutny i do tego płacze. 
- O co się pokłóciliście?
- Nie ważne. 
- Dobra, możesz mi nie mówić, ale idź do pokoju, zadzwoń do Harrego i się masz przyjść jak zawsze. Wesoły i w zgodzie z naszym lokiem. - chłopak wziął telefon ze stolika i mnie posłuchał. Ja zostałam praktycznie sama, bo reszta spała. Posprzątałam po naszym skromnym śniadanku i usiadłam w salonie na kanapie. Włączyłam świąteczną płytę i się wsłuchałam. Nie mogłam uwierzyć, że to już święta. Ten najbardziej magiczny czas w roku. Ten czas największych cudów. To moje pierwsze święta poza domem. Bez rodziców. Tak wiele się wydarzyło przez to ostatnie pół roku. Poznałam chłopaków, bez których teraz moje życie by nie istniało. Moi rodzice nie żyją. Zbliżyłam się z Danem jak nigdy w życiu. Byłam w ciąży i straciłam to dziecko. Wow jak moje życie się zmieniło.
- Łaaa!  Co tak myślisz? - powiedział Nialler próbując mnie wystraszyć obejmując od tyłu.
- A ogólnie.
- Czyli?
- Czyli jak ty i reszta idiotów zmieniliście moje życie przez ostatnie miesiące.
- Dzięki za idiotów!
- Mogłam też powiedzieć, że jesteście pojebani... ale chodzi mi o dobry sens tego słowa.
- Już nie tłumacz się. - próbował udawać focha, ale ja widziałam, że tak nie jest.
- Brakowało mi ciebie. Strasznie mi ciebie i twoich udawanych fochów brakowało.
- Mi ciebie też. - zaczęliśmy się namiętnie całować leżąc na kanapie. Wszyscy jeszcze spali. no Louis miał poważną sprawę z Harrym, więc raczej szybko nie zejdzie z piętra. Krótko mówiąc mieliśmy chwilę tylko dla siebie.
- Em Alex. Zrobisz mi śniadanie? - usłyszałam głos dochodzący od mojego brata i szybko z blondynkiem się od siebie odkleiliśmy rumieniąc się.
- Jasne Dan. - wstałam i poszłam z nim do kuchni. Zrobiłam kanapkę z nutellą, a raczej resztek, które zostały. Właśnie miałam podawać młodemu jego jedzenie, kiedy Zayn wbiegł do pomieszczenia tak szybko, jakby chciał nam przekazać, że się pali. Mam nadzieję, że jednak coś innego chce nam przekazać. 
- Słuchajcie wszyscy! Niall, ty też chodź, bo też się ucieszysz.
- Jednak nie przespałeś się z Alex, bo to był tylko jej sen, a ty ją wkręcasz, że to prawda?
- Co, jak? Bardzo zabawne, nie.
- No to powiedz o co ci chodzi!
- Zgadnijcie kto przyjeżdża na sylwestra do Londynu!

- Twoja mama? 
- Horan przestań już żartować! No kto?
- Justin...
- Bieber?! - krzyknęliśmy razem z blondynkiem i po chwili zaczęliśmy się jarać jak pojebani. Jakieś 20 minut zajęło nam ogarnięcie się. Byliśmy cali zdyszani od 'latania' po całym domu. Obudziliśmy Liama, który jak nas zobaczył zaczął się tarzać ze śmiechu z Zaynem. Dziwne, w tej chwili mój 12-letni brat wyglądał dojrzalej od nich. No... od nas też.
- Ej chwila, a czy ja powiedziałem, że się z nim spotkamy? Wiecie, Londyn nie jest mały.

- Ale my kurwa musimy! - odpowiedziałam Malikowi w miarę ogarnięta, a ten tylko powrócił do śmiechu. - A tak zostawiając ten temat, co dzisiaj robimy?
- Em.... siedzimy w domu?
- Chcecie całe święta przesiedzieć zamknięci w chacie?
- Czemu nie? - chłopacy byli zdziwieni, jakbym proponowała im pieszą wycieczkę do Polski. 
- Bo to są święta? Pochodziliście kiedyś zobaczyć Londyn w święta?
- Nie. Widzimy go codziennie. To po co jeszcze w tak zimne dni? A jutro będziemy chorzy...
- Chłopaki! Myślę, że w święta o wiele piękniejsze jest miasto niż codziennie. No to jak? Jest gdzina...
- 11. - dokończył za mnie Payne.
- Dzięki Li! No to teraz się polenimy, około 15 zjemy obiad i pójdziemy na miasto?

- Wow, Alex od kiedy jesteś taka zorganizowana?
- Tak jakoś wyszło. - uśmiechnęłam się do wszystkich i poszłam do naszego pokoju. Zapomniałam, że nie mam tu żadnych ubrań, więc Nialler pojechał po coś dla mnie i Dana. Gdy już był z powrotem wzięłam to co mi przywiózł i zamknęłam się w łazience z myślą o odświeżeniu się. Nawet szybko minął ten nasz czas nic nie robienia. Obiadu nie robiliśmy, bo zjedliśmy to co zostało po wczorajszym wieczorze i wyszliśmy. 
- Brrrr zimno. - powiedziałam przytulając mojego głodomora.
- A czego się spodziewałaś po ostatnich dniach grudnia?
- Cicho siedź boober. Jak zobaczysz to miasto dzisiaj, kiedy już się ściemni, to nie będziesz marudził co do pogody.
- Ale to ty marudzisz na to jak jest zimno. - pokazał mi język jak najszybciej go chowając, bo było 'troszeczkę' chłodno. Jakieś 30 minut drogi do samego centrum Londynu, właściwie to całą drogę się śmialiśmy i oglądaliśmy jak Louis zagaduje do obcych osób. Ten gościu to ma nieźle niepoukładane w główce.
- Oj Lou, Lou. Niby skończyłeś już 22 lata, a zachowujesz się gorzej niż mój brat. - powiedziałam przytulając chłopaka. Ten się tylko zaśmiał i doszliśmy wreszcie do miejsca, które planowałam im pokazać. 
- No i czy nie było warto truć się w tym zimnie, żeby tu dojść? - zapytałam pokazując im to wszystko co tam było. Wielka, przystrojona choinka. Ludzie przytulający się, wszyscy tacy szczęśliwi. Ten klimat. Co z tego, że -20 na dworze. Wszystkim tu jest ciepło od swoich serc, bo wreszcie nadszedł ten magiczny czas świąt.
- No dobra Alex, warto było tu przyjść.
- Dziękuję. - był tam też koncert dobroczynny i chłopacy, mimo, że byli w czwórkę, postanowili zaśpiewać. Były to jakieś 4 piosenki. Zaraz jak zeszli ze sceny poszliśmy w stronę domu. 
- Ej chodźcie wszyscy! - zawołał Tommo do salonu.
- Co chcesz? Przerwałeś mi w jedzeniu!
- Oj sorry blondasku, ale jedziemy do Doncaster.
- Ale po co?
- Bo to jest moje rodzinne miasto i miałem urodziny i wszyscy chcą, żebym tam jechał.
- No to po co tam jeszcze my?
- A co chcecie tu robić?
- No w sumie. Jesteśmy teraz w zasadzie rodziną, więc.... wiecie.
- Wiemy Lou. A to kiedy dokładnie jedziemy?
- Jutro około 11. 
- Spoko, no to w takim razie idę spać. - powiedziałam i ruszyłam do pokoju. Ubrałam się w piżamę i położyłam spać. Nialler jeszcze został z chłopakami na dole. Już prawie przenosiłam się do świata snu, kiedy przyszedł do mnie Dan.
- Alex.
- Co jest, czemu nie śpisz młody?
- No bo to nasze pierwsze święta bez rodziców. Wiesz.
- Wiem.. chodź tu do mnie.

- A to ty nie śpisz z Niallem?
- Będziemy musieli się w trzech pomieścić, lub pójdzie do twojego pokoju.
- Spoko. - zasnęliśmy. Nie słyszałam kiedy Horan do wszedł, ale jak się obudziłam zobaczyłam go przytulającego się do poduszki na brzegu łóżka. 
- Wstawajcie! - próbowałam ich obudzić. Dan zaraz to zrobił, ale z blondynem było trochę gorzej. Ja nie dawałam rady, więc brat postanowił mi pomóc. Usiadł na głodomorze i zaczął się drzeć, że Nutelle mu zjadł. No i chyba ten sposób będę wykorzystywać, bo od razu podziałało.
- Jak to? Nie wolno mały Horanku!
- Niall, to był mój brat. 
- A no to sorry Dan. Hahaha. Ale tego nie zrobiłeś?
- Ych, nie? - Chłopak wstał z łóżka i poszedł do łazienki. Kiedy się już tam zamknął z bratem zaczęliśmy się śmiać i przybiliśmy sobie piony.
- Chyba trzeba się zbierać i iść coś zjeść. - Dość szybko wszyscy się uwinęli. Dokładnie o 11:11 wychodziliśmy z domu. Li jeszcze stanął i zaczął myśleć życzenie.
- Stary, a wszystko czego pragniesz się jeszcze nie spełniło?
- Nie Alex! 
- Dobra, ale już chodź! - no nie powiem, jazda... można powiedzieć, że wesoły autobus. Wszyscy razem śpiewaliśmy piosenki lecące w radiu. Kiedy tylko była jakaś, której ktoś nie lubił, to włączaliśmy płytę chłopaków. Samochód prowadził Louis, bo tylko on znał drogę do swojego domu. Jak jechaliśmy to jeszcze marudził, że to on musi prowadzić. 
- Jesteśmy! - krzyknął wjeżdżając w pewną uliczkę. No chatę ma niezłą.
- Tommo, a tak serio po co tu jesteśmy?
- Bo muszę robić imprezę dla rodziny.
- No i po co my?
- Pomożecie mi a potem się zabawicie!
- Ale będzie zabawa z twoją rodziną! - powiedziałam z sarkazmem. Weszliśmy do środka. Miło urządzony dom. Kilka sypialni, w salonie duża choinka, pod nią jeszcze pare prezentów. Zgaduję, że dla Louisa. Kominek, w środku ogień i dwie nastolatki siedzące na kanapie. W rękach miały kakałka i były pod kocem. Nie powiem, wypiłabym sobie takie kakałko i usiadła z nimi. Mama Louisa przyszła się z nami przywitać i kazała to samo zrobić. Posiedzieliśmy jakieś 30 minut. Rozejrzeliśmy się po domu i zaczęła się 'impreza'. Nadal nie ogarniam po co tu jesteśmy. Już wolałabym się lenić u nas w chacie, niż tu.Impreza... imprezą bym tego nie nazwała. Trochę tylko się napiliśmy. Najgorzej miał jubilat. Nie mógł wypić, bo z powrotem też prowadził. Przynajmniej poznałam rodzinę naszego boobera i muszę powiedzieć, że taki nie ogar jest u nich rodzinny. Jego siostry to on w wersji żeńskiej. Posiedzieliśmy tak kilka godzin i się uwolniliśmy. Powiem, że droga powrotna mijała szybciej. Horanek zasnął i będzie tego żałować. Kiedy przyjechaliśmy wreszcie do naszego domu, po kilku minutach była w mieszkaniu para Stylesów. 
- Jak tam prawie po świętach? - powiedziała Nika na wejściu.

No to mamy następny rozdział. Nic ciekawego, ale mam nadzieję, że następny się wam spodoba c: Krótki też jest, ale w następnych postaramy to odpracować. Następny rozdział w Sobotę.. przynajmniej mam taką nadzieję. Chyba nic więcej nie piszę. Miłego czytania :)
                                                                                         ~Love idiots . ♥

3 komentarze:

  1. Długi, Świetny rozdział < 33 czekam na następny :)) mam nadzieję, że ukaże się w sobote xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Siema ,chciałam zaprosic cię na mojego nowego bloga ,mam nadzieję ,że ci się spodoba .Generalnie to sorry ,że spamuje ci pod jednym z rozdziałów ,ale mam nadzieje ,że mnie zrozumiesz ..Sama wiesz ,że początki są trudne ;d
    Tak czy inaczej ,zapraszam .
    http://together-and-ever.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. jeej, długi <3 super, super, czekam na sobotę :D
    http://i-will-be-ur-man.blogspot.com/
    http://oknozadomem.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń